seafarer seafarer
1770
BLOG

Ostatni szczyt w Brukseli. Kto się skompromitował?

seafarer seafarer UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 74

Po ostatnich wydarzeniach z wyborem Donalda Tuska pozostał swojego rodzaju katzenjammer. Rząd się skompromitował bo nie poparł Polaka na wysokie stanowisko w UE. Taką opinię można usłyszeć w mediach krytycznych wobec rządu. Taką opinię upowszechnia opozycja. I tak rozmawiają między sobą ludzie w Polsce.

A co z Polakiem? Czy ów Polak ubiegający się o wysokie stanowisko w UE wbrew swojemu rządowi, a z poparciem rządu innego państwa, nie skompromitował się? Jednak o tym nikt nie mówi. Jemu nikt nie ma za złe, że wystąpił przeciwko swojemu rządowi. Wszyscy, (no może nie wszyscy ale wielu) przyjmują za oczywiste, że rząd miał obowiązek popierać Polaka. I wszyscy (z zastrzeżeniem jak poprzednio) przyjmują za oczywiste, że Donald Tusk, mógł się ubiegać o wysokie stanowisko w UE bez poparcia polskiego rządu.

Czy jest to jednak takie oczywiste? Żeby zrozumieć, co się stało kilka dni temu w Brukseli, wyobraźmy sobie następującą sytuację hipotetyczną.

Założenie pierwsze. Donald Tusk, przed szczytem na Malcie zwrócił się do polskiego rządu o poparcie, przy ubieganiu się o reelekcję na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Polski rząd odpowiedział, że udzieli poparcia ale pod pewnymi warunkami. Te warunki to między innymi zachowanie neutralności w polityce wewnętrznej oraz wsparcie polskiej polityki na forum Unii Europejskiej. Polityki, którą hasłowo można by określić następująco: TAK dla Unii Europejskiej jako Europy wolnych narodów. Nie dla UE jako europejskiego superpaństwa. Na to Donald Tusk odpowiedział, że w jego przekonaniu, polityka rządu jest błędna, zarówno ta jaką prowadzi wewnątrz kraju jak i ta, którą chce realizować na forum Unii. I z jedną jak i z drugą się nie zgadza. Toteż takich warunków przyjąć nie może. W związku z czym rezygnuje z ubiegania się o reelekcję. Co na maltańskim szczycie ogłosił.

Założenie drugie. Martin Schultz, przywódca niemieckich socjaldemokratów słysząc o tym, że Donald Tusk nie będzie ubiegał się o reelekcję, skorzystał z okazji i zaczął forsować na to stanowisko swoją osobę. Sytuację miał dogodną tym bardziej, że dotychczas zawsze tak było, że na trzy najwyższe stanowiska w UE, dwa przypadały chadekom (największej frakcji w parlamencie europejskim) i jedno socjalistom (drugiej co do wielkości frakcji). Zrezygnował więc z ubiegania się o stanowisko kanclerza w jesiennych wyborach do Bundestagu i zwrócił się do Angeli Merkel o udzielenie poparcia przy wyborze na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Angela Merkel, obawiając się, że zwiększy to szanse socjaldemokratów w nadchodzących wyborach krajowych, kategorycznie odmówiła. Martin Schultz jednak nie dał za wygraną i zwrócił się (poufnie) o poparcie do prezydenta Francji Hollande’a. Okazało się, że wbrew pozorom Francoise Hollande ma cojones. We Francji też są niedługo wybory. Socjalista Hollande, choć sam nie kandyduje, to doszedł do wniosku, że przeforsowanie niemieckiego socjaldemokraty wbrew Angeli Merkel i niemieckiemu rządowi, wzmocni szanse jego kolegi socjalisty Benoit’a Hamona, w starciu z ultra-nacjonalistyczną Marine Le Pen w wyborach prezydenckich. I poparcia Schultzowi udzielił. Co więcej, rano w dniu szczytu w Brukseli, na posiedzeniu francuskiego Zgromadzenia Narodowego w Paryżu, w ogłosił, że rząd francuski, poprze niemieckiego socjaldemokratę Maritna Schultza na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej

Jak uzgodnili tak zrobili. Wcześniej, w wyniku skutecznej akcji dyplomatycznej ze strony Francji, większość krajów UE opowiedziała się za Martinem Schltzem. W Brukseli Angela Merkel osamotniona i tylko z Orbanem z Węgier (który pozostał lojalny wobec EPP) głosowała przeciw. Ale poparcie samych Węgier to było za mało aby stworzyć blokującą mniejszość. I Martin Schultz, Niemiec, wbrew niemieckiemu rządowi został przewodniczącym Rady Europejskiej. Angela Merkel jednak nie dawała za wygraną i zapowiedziała, że nie podpisze konkluzji z tego szczytu. W związku z tym zarówno szczyt jak i wybór będzie nieważny. Tak zawsze było dotychczas. Brak podpisania konkluzji, choćby przez jedno państwo, powodował nieważność szczytu. Szybko jednak znalazło się wyjście z impasu. Znaleziono furtkę prawną. Wystarczy jak konkluzję podpisze nowo wybrany przewodniczący Rady Europejskiej. I Martin Schultz podpisał konkluzję a wybór został uznany za ważny. Mimo, że rząd niemiecki nie podpisał (Orban ostatecznie się złamał i podpisał). I w Niemczech zarówno w mediach jak i w społeczeństwie nastąpiło powszechne wzburzenie przeciwko rządowi. Niemiec kandydował na stanowisko w UE a rząd niemiecki go nie poparł. To wstyd i kompromitacja.

Science fiction nieprawdaż? Co tam science fiction. Wręcz nasuwa się, aby zawołać, halo, ziemia! Bo, to co opisałem przed chwilą, to przecież absurd. Taki przebieg wypadków jest niemożliwy.

Niemożliwy? Zmieniłem tylko narodowość i nazwisko kandydata. A w roli Angeli Merkel i rządu niemieckiego, wstawiłem Francoise Hollande’a i rząd francuski. Wszystko inne opisałem tak jak się odbyło w rzeczywistości (zawirowanie z Orbanem dodałem tylko dla ubarwienia).

Aha, jest jeszcze jedna różnica. Donald Tusk zachował się lojalnie i nie ubiegał się o stanowisko przeciwko swojemu rządowi. No tak, ale to że było inaczej, wszyscy uważają za normalne.

Niemożliwe wydaje się co innego. Gdy, spróbujemy sobie wyobrazić, że tak mógłby zrobić Niemiec. To znaczy wbrew swojemu rządowi a z poparciem innego, ubiegać się o wysokie stanowisko w Unii Europejskiej. A Polak może. I on się nie kompromituje, tylko rząd, bo go nie poparł.

Czy w hipotetycznym przypadku, który przedstawiłem, jest to też tak oczywiste?


seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka