seafarer seafarer
2715
BLOG

Czy posłowie totalnej opozycji wiedzą z czego się cieszyli w Sejmie?

seafarer seafarer UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

W czwartek, posłowie z opozycji (PO i Nowoczesnej) cieszyli się w Sejmie i skandowali Donald Tusk, Donald Tusk. Cieszyli się z tego, że ze wskazania Niemiec i wbrew polskiemu rządowi, Donald Tusk został wybrany na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Tak, został wybrany ze wskazania Niemiec. Wskazania tego dokonała Angela Merkel a pozostali przywódcy UE posłusznie i bezrefleksyjnie to przyjęli. I to był powód do radości i euforii dla polskich posłów. Ktoś może powiedzieć, że to nieprawda iż Angela Merkel go wskazała. Bo w czwartek po południu, podczas obrad Rady Europejskiej w Brukseli nic takiego nie miało miejsca. Niestety prawda. To wskazanie odbyło się kilka godzin wcześniej. I co bardziej znamienne, odbyło się w Berlinie. Rano, przed wyjazdem do Brukseli, kanclerz Niemiec pani Angela Merkel zadeklarowała w Bundestagu, że przewodniczącym Rady Europejskiej będzie nadal Donald Tusk. A po południu w Brukseli reszta członków Unii temu się podporządkowała. A posłowie opozycji cieszyli się bo uważają, że Polak został doceniony na arenie międzynarodowej.

I tutaj od razu rodzą się pytania. Gdzie i przez kogo został doceniony?

Odpowiadając na to pytanie, trzeba powiedzieć wprost. Został doceniony w Niemczech i przez Niemców. Czego bezspornym dowodem jest fakt, że wskazanie nastąpiło w parlamencie niemieckim. Za kilka miesięcy w Niemczech są wybory parlamentarne. Angela Merkel ponownie ubiega się o urząd kanclerski i nie po to, żeby te wybory przegrać. Ona chce je wygrać. Toteż gdyby Niemcy nie cenili Donalda Tuska, to Angela Merkel nie wskazywałaby go na urząd w Brukseli podczas swojego wystąpienia w parlamencie niemieckim. To, że Niemcy cenią Donalda Tuska, jest owszem miłe i sympatyczne. Ale tutaj trzeba sobie odpowiedzieć na kolejne pytanie. Za co go cenią? Za to, że jest Polakiem? A może go cenią bo go lubią? Czy też może za coś innego jeszcze?

Kilka miesięcy temu głośne były spekulacje, że stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej może przypaść socjalistom, którzy stanowią drugą co do liczebności frakcję w parlamencie europejskim. Wtedy, gdy kadencja Schultza się skończyła a przewodniczącym parlamentu europejskiego został Antonio Tajani, chadecki polityk z Włoch. Z chwilą gdy A.Tajani został przewodniczącym ani socjaliści, ani Niemcy nie mają żadnego z trzech najwyższych stanowisk w UE. Szefem Komisji Europejskiej jest J-C. Juncker, chadecki polityk z Luksemburga, przewodniczącym parlamentu wspomniany już A.Tajani, a przewodniczącym Rady Europejskiej Donald Tusk. EPP (grupująca partie chadeckie i liberalne) obstawiła wszystkie najwyższe stanowiska. Martin Schultz, można powiedzieć wojujący socjaldemokrata i Niemiec, dziwnie potulnie zaakceptował to, że we władzach UE nie ma ani socjalisty ani Niemca.

Spekulacje o Schultzu były kilka miesięcy temu. Natomiast lat kilka temu, ówczesny minister spraw zagranicznych w rządzie Platformy Radosław Sikorski, w swoim wystąpieniu w Berlinie prosił Niemcy o objęcie przywództwa w Europie. Niezależnie od despektu jakim było dla Polski, takie wystąpienie polskiego ministra spraw zagranicznych, R.Sikorski nie musiał im tego mówić i o to Niemcy prosić. Zarówno Niemcy jak i niemiecki rząd, sami to wiedzą, tego chcą i do tego dążą. Kiedy to osiągną to tylko kwestia czasu i okoliczności. I dzisiaj te okoliczności, ze względu wyniki ostatnich wyborów w Stanach wydają się być sprzyjające. W Stanach wybory były a w Niemczech będą. Z ramienia socjaldemokratów Martin Schultz startuje przeciwko Angeli Merkel. Niewątpliwie tak samo jak Angela Merkel, on też chce wygrać te wybory. Martin Schultz mógł poprawić sobie notowania przed wyborami i przeforsować na wysokie stanowisko w UE socjaldemokratę i Niemca. Miał duże szanse aby to przeprowadzić. Ale tego nie zrobił, nawet nie próbował. Dziwne, nieprawdaż?

Oglądając transmisję z obrad w Brukseli, można było zobaczyć interesującą scenę. Do sali obrad wchodzili (a może wychodzili) poszczególni politycy. Angela Merkel i Martin Schultz szli razem głęboko pogrążeni w zajmującej rozmowie. Widać było, że nie jest to rozmowa zdawkowa, ale że rozmawiają o czymś ważnym i istotnym. Ciekawe o czym tak z przejęciem rozmawiali?

W latach 60-tych ubiegłego wieku, Francuzi odreagowywali swoje kompleksy wynikające z tego, że wyzwolili się nie sami, tylko wyzwolenie to przynieśli im Amerykanie. Wycofanie Francji ze struktury wojskowej NATO przez de Gaulle’a cieszyło się wśród Francuzów dużą popularnością. Ale Francuzom już przeszło, obecnie mają inne problemy. Teraz natomiast, podobną przypadłość wybijania się na samodzielność, przechodzą Niemcy. Potęgę gospodarczą już zbudowali. Do dobrego samopoczucia potrzebna im jeszcze odpowiadająca temu, pozycja polityczna. Polityk (politycy), który im to zapewni zyska uznanie i popularność I wygra wybory.

Ostatnie wybory w USA wygrał Donald Trump a jego polityka wobec UE jest nadal niedookreślona. Z kolei Wielka Brytania wkrótce opuści Unię. W tej sytuacji Europa staje się, jak to mówią Anglicy – ‘no-man’s land’. I przed Niemcami otwierają się możliwości. Wykorzystując UE mogą uniezależnić się od Amerykanów, mogą podnieść w górę swoją pozycję polityczną. Tak, aby odpowiadała tej, jaką zajmują pod względem gospodarczym. A nie byłoby źle a właściwie byłoby lepiej, gdyby dystansowanie się od Stanów, za pomocą UE utożsamiane było nie z Niemcem ale z kimś innym. Może z Polakiem?

Rząd PiS-u długo zwlekał z ogłoszeniem sprzeciwu wobec kandydatury Donalda Tuska. A relacje z rządem pani kanclerz Angeli Merkel w czasie ostatnich miesięcy, przed szczytem w Brukseli wyraźnie się ocieplały. Jarosław Kaczyński spotykał się Angelą Merkel w Niemczech i w wywiadach deklarował, że z punktu widzenia Polski, najlepszym kandydatem na kanclerza jest Angela Merkel. Pani kanclerz przyjeżdżała na rozmowy do Warszawy. W mediach przemknęła nawet gdzieś informacja, że w trakcie nieoficjalnych rozmów Angela Merkel zapewniła, że ‘nie poprzemy go jak się sprzeciwicie’. Bo Niemcy są skazane na współpracę z Polską. I nie wynika to wcale z dobrej woli ze strony Niemiec. Jest to kwestia ich żywotnych interesów. Niemcom potrzebne są dobre stosunki z Polską, ze względów zarówno gospodarczych jak i politycznych. I vice versa - w interesie Polski leżą dobre stosunki z Niemcami. I te dobre stosunki będą istniały, niezależnie od tego jaki w Polsce będzie rząd. I z tego powodu, zanosiło się na to, że obydwa rządy – polski i niemiecki, znajdą jakiś modus vivendi w sprawie obsadzenia stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej.

Taki rozwój sytuacji, niewątpliwie widział również Donald Tusk. I niewątpliwie zdawał sobie sprawę, że jego osoba w relacjach pomiędzy Niemcami a Polską, od czasu jak w Polsce rządzi inna opcja polityczna, przestała być tak ważna jak była poprzednio, gdy polskim rządem kierowała Platforma. Ale Donald Tusk też wie, że Niemcy chcą się zdystansować od Stanów aby uzyskać większą samodzielność polityczną.

Na początku lutego był szczyt UE na Malcie. Na tym spotkaniu Donald Tusk oficjalnie zadeklarował, że chce kontynuować swoją pracę jako przewodniczący Rady Europejskiej. Ale zanim jednak tę decyzję ogłosił, napisał list do przywódców państw UE. Nigdy wcześniej takich listów nie pisał, teraz napisał. List wskazujący na stojące przed Unią zagrożenia – zewnętrzne, wewnętrzne oraz zagrożenie wynikające ze stanu ducha elit europejskich.

Zostawmy zagrożenia wewnętrzne oraz stan ducha elit, popatrzmy jakie zagrożenia zewnętrzne widzi Donald Tusk dla UE. I tak wśród tych zewnętrznych zagrożeń wymienia następujące: ‘asertywne Chiny’, ‘agresywną politykę Rosji’, ‘wojny, terror i anarchię na Bliskim Wschodzie i w Afryce’. I w tym samym akapicie podaje, można by powiedzieć jednym tchem: niepokojące deklaracje nowej administracji amerykańskiej czynią naszą przyszłość w wysokim stopniu nieprzewidywalną. Po raz pierwszy w naszej historii coraz bardziej wielobiegunowy świat zewnętrzny staje się jawnie antyeuropejski lub, w najlepszym przypadku, eurosceptyczny. Szczególnie zmiana w Waszyngtonie stawia Unię Europejską w trudnej sytuacji’.

Tak proszę państwa, Donald Tusk, zagrożenia ze strony nowej administracji amerykańskiej dla Europy stawia w tym samym rzędzie jak zagrożenia ze strony Chin, Rosji czy też terroryzmu, który sieje śmierć i zniszczenie na Bliskim Wschodzie i w Afryce. O tym w liście już nie ma ale zagrożenia nie można zostawić bez przeciwdziałania. Takim przeciwdziałaniem jest nowe, silne przywództwo. Jak już wspomniałem wcześniej, kiedyś R.Sikorski prosił Niemców o podjęcie przywództwa w Europie. Wspominam to wystąpienie R. Sikorskiego nie bez kozery. Radosław Sikorski był ministrem w rządzie Donalda Tuska. I tamto wystąpienie nie odbyło się bez zgody ówczesnego premiera, którym był właśnie Donald Tusk. I maltański list jest kontynuacją wspomnianego wystąpienia. Ale nie jest już prośbą o przywództwo ale deklaracją wprowadzania w życie, na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, tego przywództwa. O podjęcie którego prosił niegdyś minister spraw zagranicznych w jego rządzie.

Martin Schultz będzie rywalizował z Angelą Merkel o stanowisko kanclerza. Ale nie zabiegał o stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej ani dla socjalisty, ani dla Niemca aby poprawić swoje notowania wśród wyborców. Czy aby nie o tym rozmawiali oni ze sobą ? Że pozostawienie na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej Polaka, który będzie realizował dążenia Niemiec do objęcia przywództwa w Europie, jest dobrym rozwiązaniem?

I na koniec wróćmy do sytuacji w polskim Sejmie gdy polscy posłowie z partii opozycyjnych, cieszyli się, że Polak ze wskazania szefowej niemieckiego rządu, został przewodniczącym Rady Europejskiej. Posłowie uczestniczą w polityce więc powinni ten cytat znać. Niemniej przypomnę: "Wielka Brytania nie ma przyjaciół ma tylko interesy". Winston Churchill był Anglikiem więc mówił o Wlk. Brytanii. Ale ta dewiza odnosi się do każdego państwa. Do Niemiec, do Polski, do wszystkich państw. Toteż parafrazując sentencję Churchill’a można powiedzieć – państwo nie ma przyjaciół, państwo ma tylko interesy.

Czym kierowała się pani kanclerz Angela Merkel wskazując Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej?  Przyjaźnią do Polski i do Donalda Tuska czy też niemieckimi interesami? Interesy Niemiec i Polski nie zawsze są zbieżne. I nie ma w tym nic niewłaściwego. A politycy polscy powinni dbać o polskie interesy, mimo politycznych różnic i rywalizacji pomiędzy nimi. Tak jak niemieccy dbają o niemieckie, również mimo różnic i rywalizacji jaka istnieje pomiędzy nimi. Co pokazał Martin Schultz nie blokując wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej.

Posłowie opozycji powinni odpowiedzieć sobie na powyższe pytania. Może wtedy, nie cieszyliby się z tego powodu, że Donald Tusk został wybrany na to stanowisko z nominacji rządu Niemiec. I wbrew stanowisku polskiego rządu.


seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka