foto: gazeta.pl
foto: gazeta.pl
seafarer seafarer
2417
BLOG

Widmo przegranej krąży po Polsce - przegranej B.Komorowskiego

seafarer seafarer Polityka Obserwuj notkę 37

Wygrać wybory z urzędującym prezydentem nie jest łatwo. A szczególnie z urzędującym i popularnym prezydentem. Boleśnie przekonał się o tym M.Krzaklewski w 2000 r., przegrywając wybory z Aleksandrem Kwaśniewskim już w pierwszej turze. A.Kwaśniewski był urzędującym prezydentem i niezależnie od swoich różnych wpadek spowodowanych ‘chorobą filipińską’ był popularny. I wybory wygrał, można powiedzieć w abcugach.

Prezydent B.Komorowski w czasie swojej prezydentury też miał wiele wpadek, co prawda nie z powodu ‘choroby filipińskiej’, ale innego typu. Wystarczy choćby wspomnieć ‘kaszaloty’ po wizycie w Danii, ‘pilnowanie żony’ w czasie rozmowy z prezydentem Barackiem Obamą, parasol nad swoją głową, gdy deszcz lał na Angelę Merkel, itd., …. Ale mimo to ludzie go akceptowali a nawet lubili. I jego popularność pod koniec ubiegłego roku przekraczała siedemdziesiąt pięć procent a zaufanie miał największe spośród wszystkich polityków. I wydawało się, że wygraną ma w kieszeni, że te wybory to zwykła formalność.

Tym bardziej, że ze strony partii opozycyjnej nie było poważnego kandydata. Wiadomo było, że J.Kaczyński nie będzie kandydował (choć byli tacy, co go namawiali). Powody były dwa. W 2010 zmuszony sytuacją stanął do rywalizacji z B.Komorowskim. I tamte wybory minimalnie, ale przegrał. Toteż teraz, gdy za kilka miesięcy będą wybory parlamentarne, wystawianie się ponownie na ryzyko przegranej nie wchodziło w rachubę. I powód drugi. Według mnie ważniejszy. J.Kaczyński nigdy nie miał ambicji być prezydentem. Pamiętam jakiś jego dawny wywiad. W wywiadzie tym, pół żartem pół serio wspomniał, że jako dziecko wyobrażał sobie, że będzie premierem. Dłużej niż Konrad Adenauer (K.Adenauer był premierem Niemiec przez 14 lat). Marzenia z dzieciństwa są autentyczne. I J.Kaczyński marzył, aby być premierem a nie prezydentem.

No tak, ale termin wyborów się zbliżał i PiS swojego kandydata musiał wystawić. A nikogo wyrazistego nie było. I w końcu 6 grudnia ub.r. pojawiło się nazwisko Andrzeja Dudy. A.Duda podjął się trudnego zadania. Ale od początku mówił – damy radę. Jednak wtedy, w grudniu i jeszcze w styczniu te jego słowa wydawały się trochę na wyrost.

Ale potem była konwencja. I ludzie zobaczyli człowieka wykształconego, nowoczesnego, elokwentnego i …. przystojnego (co też nie jest bez znaczenia). Zobaczyli człowieka z krwi i kości, który te wybory chce wygrać. I niemożliwe stało się możliwe. Wyeksponowane na konwencji, YES, WE CAN nagle stało się realne.

I teraz na scenie politycznej nastąpiło zamieszanie. Okazało się, że zwolennicy postępowej i europejskiej Platformy mają kandydata przaśnego i anachronicznego, który jeszcze do tego kompromituje się niemalże seksistowskimi żartami. A z drugiej strony jest nowoczesny i obyty w Europie kandydat, podobno zaściankowego i zacofanego PiS-u.

Tak więc zwolennicy Platformy mają dyskomfort. Oni też widzą różnicę klas. Jakiś czas temu, słyszałem w radiu jak Julia Pitera ucieszona, ze znalazła mocny argument, z ogniem w głosie mówiła, że ona popiera B.Komorowskiego, bo czuje się przy nim bezpieczna. Wydawało jej się, że znalazła coś, czym może innych przekonać. Problem w tym, że tego argumentu musiała szukać. Bo innych po prostu nie ma (nie mówiąc o tym, że to żaden argument - no ale to była J.Pitera).

Tutaj na Salonie z kolei blogerzy, zwolennicy Platformy (a może bardziej precyzyjnie – przeciwnicy PiS-u), bagatelizują rangę tej kampanii, zastanawiając się czy to kampania czy kabaret. W sytuacji, jaka zaistniała i z psychologicznego punktu widzenia, takie podejście jest zrozumiałe. Otóż w psychologii znane jest pojęcie racjonalizacji. Jest to jeden z mechanizmów obronnych. Polega na przeinterpretowaniu doświadczenia w taki sposób, że staje się ono mniej dotkliwe. Jedną z typowych odmian psychologicznej racjonalizacji są tzw. "kwaśne winogrona" - czyli uznawanie za nieważny cel, którego nie da się osiągnąć. A więc nie ma szans wygrać tej kampanii, no to jest ona do niczego.

I jeszcze jedno. Na początku notki zamieściłem zdjęcie, które ukazało się na portalu gazeta.pl po rejestracji przez kandydatów zebranych podpisów. Przy każdym z kandydatów stoi stos paczek mający wizualizować ilość zebranych podpisów. Oczywiście wysokość stosu paczek przy A.Dudzie jest zmanipulowana tak, aby ten stos był niższy (paczki są pomniejszone). Ale nie o to mi chodzi. Proszę popatrzeć na postaci kandydatów. I co te zdjęcia pokazują? Bronisław Komorowski stoi topornie, Magdalena Ogórek też stoi, choć być może trochę zalotnie. Obydwoje są jednak w bezruchu.

A Andrzej Duda? Zdjęcie pokazuje Andrzej Dudę w ruchu. Andrzej Duda idzie pewnie po zwycięstwo.

Portal gazeta.pl jest związany z Gazetą Wyborczą. A tę trudno posądzić o sympatię dla Andrzeja Dudy. Czyżby, więc z tym zdjęciem nastąpiła freudowska pomyłka?

Czy oni, podświadomie już wiedzą, że widmo przegranej Bronisława Komorowskiego krąży po Polsce?

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka