seafarer seafarer
366
BLOG

A ja sobie biegnę. Notka bez żadnych podtekstów politycznych

seafarer seafarer Rozmaitości Obserwuj notkę 7

W kraju kampania wyborcza. A nam trafił sie znowu weekend w porcie. Tydzień temu w Holandii a teraz we Francji. Chyba jakieś prawo serii, czy co? Wstałem dość wcześnie, gdy cała załoga jeszcze spała. Wczoraj wiało i rzucało statkiem, bo fala wchodziła do portu. A dzisiaj piękna pogoda. Świeci słońce, wiatru prawie nie ma, statkowa bandera na rufie i francuska flaga na dziobie zaledwie lekko powiewają.

Wróciłem do kabiny, założyłem strój do biegania i zszedłem na keję. W drodze do trapu usłyszałem, jak chief z pokładu czujnie otworzył drzwi, żeby zobaczyć, kto tam się tłucze tak wcześnie. Gdy zobaczył, że to ja zapytał tylko czy wychodzę na ląd i cofnął się z powrotem.

A ja już sobie biegnę. Zanim człowiek złapie odpowiedni rytm to pierwsze dwa - trzy kilometry są ciężkie. W życiu też jest ciężko. Choćby nasz chief,  Rosjanin z Kaliningradu, ale z pochodzenia Polak. Pięknie i czysto mówi po polsku, choć ze wschodnim akcentem. Z racji obywatelstwa rosyjskiego ostatnio o mało nie cofnęli go w Londynie z powrotem do domu. Nie miał wizy tranzytowej. Ale na szczęście udało mu się przekonać pracownika Emmigration i ten pozwolił mu przesiąść się na drugi samolot, aby kontynuować podróż na statek. Ma Kartę Polaka, ale na zachodzie jest ona bez znaczenia. Pytałem go, dlaczego nie ubiega się o polskie obywatelstwo? Na to mi odpowiedział, że nie jest to takie proste.

Hm, nie jest proste. Jego dziadkowie mieszkali na Wołyniu, byli Polakami i polskimi obywatelami. Z jakichś powodów (tego już nie dopytywałem) po wojnie nie udało im się wyjechać do Polski. A ich wnuk nie może uzyskać polskiego obywatelstwa. Dlaczego?

Endomondo[1] w komórce melduje mi, że to już trzeci kilometr i podaje ‘lap time’. Bez Endomondo też wiem. Endorfiny zaczynają się uwalniać i teraz mogę już biec tak do końca świata. No przynajmniej tak mi się wydaje. A na razie biegnę sobie wzdłuż basenu portowego w La Pallice. Przy śluzie skręcam w prawo przez most nad śluzą. Stary most, konstrukcja żelazna, ale bale stanowiące jezdnię mostu są drewniane. Chyba w nocy padał deszcz, bo są mokre i śliskie.

A ja sobie biegnę. Choć pobłądziłem trochę. Na rondzie za mostem skręciłem o jedną przecznicę za wcześnie. Po chwili jednak zorientowałem się i wróciłem na właściwą drogę - wzdłuż basenu portowego. A na jego końcu widać, monstrualne betonowe budowle nad wodą. W piątek jechałem tamtędy do miasta samochodem. Zapytałem kierowcę, Francuza - co to jest? A on jakby z zawstydzeniem odpowiedział. To bunkry dla u-bootów, Niemcy wybudowali jak tu byli i tak zostały. Dlaczego ich nie zburzycie, dopytywałem. Za drogo by wyszło, żeby je zburzyć, odpowiedział.

Hm, za drogo. No cóż, to kwestia priorytetów. Ale czy ja mam prawo oceniać? My Polacy też mamy w Warszawie takie betonowe monstrum. I też wybudowane nie przez nas. Co więcej jak na ironię nazywa się Pałac Kultury. I też szkoda pieniędzy na to, aby to szkaradztwo zburzyć. Zresztą chodzi nie tylko o szkaradztwo architektoniczne, ale o znak. Kłujący w oczy znak obcego panowania. Francuzi to lżej znoszą (te poniemieckie bunkry dla u-bootów). Ale oni nie utracili wolności na pięćdziesiąt lat. My utraciliśmy. I mimo to, dzisiaj nas nie stać, aby zburzyć znak zniewolenia.

Ale nie zawsze tak z nami było. W czasie zaborów Rosjanie w Alejach Ujazdowskich zbudowali cerkiew. Cerkiew św Michała Archanioła była ogromna. I trzeba powiedzieć, że inaczej niż ('podarowany' przez Stalina) Pałac Kultury, architektonicznie była piękna. Ale to nie było nasze piękno. I tamta cerkiew to też był znak zniewolenia. I tamto pokolenie Polaków ceniło sobie wolność jakoś bardziej. I wkrótce po odzyskaniu wolności cerkiew została zburzona. Bez względu na to ile to kosztowało.

Ale zaraz, zaraz. Wcześniej mówiłem, że jak endorfiny zaczynają się uwalniać to można tak biec do końca świata. A moje myśli, co? Zamiast do przodu, gdzieś w przeszłości i historii błądzą. A przecież historię wyrzuca się dzisiaj z programów szkolnych. Chyba całkiem nie na czasie te moje myśli o historii.

Ale mimo wszystko, ja sobie biegnę. Niemieckie bunkry mające niegdyś chronić u-booty minąłem. Zaraz potem była brama do portu i już jest miasto. Może nie tyle miasto, co miasteczko – La Pallice, przedmieście La Rochelle. Niskie jednopiętrowe domy, dachy z czerwonej dachówki. U nas w Polsce luty, to jeszcze głęboka zima. Tutaj we Francji już prawie wiosna. Słychać jak na dachu grucha dziki gołąb. Być może, wyrwał się przedwcześnie, ale to pewnie dlatego, że słońce już przygrzewa.

Biegnę dalej przez plac. Niedziela rano a na placu w La Pallice ruch. Zjeżdżają się samochody. Ludzie rozkładają stragany. Owoce, warzywa, odzież, buty, jest stragan z butelkami lokalnego wina. Słyszę też gdakanie kur. Tak gdakanie kur. Niech tam ‘Endomondo i gorszy ‘lap time’ - zatrzymałem się i sprawdzam. Faktycznie, ktoś przywiózł żywe kury na sprzedaż. Nie żadne tam kury z klatek, (które Unia wymiaruje) ale takie zwykłe kury z wiejskiego podwórka.

A ja sobie biegnę. Ale zawróciłem już z powrotem. Bo Endomodno melduje, że to piąty kilometr. Żeby wrócić na statek, te 5 kilometrów trzeba przebiec jeszcze raz.

 

[1] Endomondo – aplikacja w telefonie komórkowym, dzięki niej można sobie potem zobaczyć na mapie którędy się biegło. Poza tym na bieżąco podaje ilość przebytych kilometrów i czas (oraz międzyczasy, czyli lap time).

 

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości